…ani te karmienie, co to „bobas lubi wybór” i rozwala żarcie po całym domu. Ani ekologiczne kosmetyki dla maluchów, drewniane zabawki, ani nawet tak modne i głośne teraz rodzicielstwo bliskości! To może być tylko dobry wstęp. Albo początek czegoś, co wcale nie przybliży nas do naszych dzieci w dalszych latach. Wprost przeciwnie – oddali nas od nich. Sprawa nie jest taka prosta.
Jak być dobrą matką w dzisiejszych czasach? Mam wrażenie, że nawet tak istotne sprawy, nasiąknięte są dzisiejszym zadaniowym korpo-stylem życia. Stosujesz się do norm, wypełniasz plan, wyrabiasz się przed deadlinem, w razie problemów zcoachujesz siebie i dziecko. Właśnie przez to tak często rzucamy takimi stwierdzeniami, jak „dobra matka”, „zła matka”. Te drugie często wypowiadane z kłamaną skromnością zrobiło się bardzo popularne, choć tak naprawdę każda z nas aspiruje do tego, by być matka jak najlepszą.
Kim jest ta dobra matka? Czy to ta kobieta, co karmiła piersią? A guzik prawda! Tak jakby porównać dwie matki. Jedną, która karmi cyckiem, ale tak bardziej mechanicznie, tylko z powodów ekonomicznych, czy żeby łatwiej schudnąć po ciąży. I drugą – która nie lubiła karmić piersią, ale teraz z czułością podaje butlę i w międzyczasie całuje dziecko po główce… Która z nich jest dobrą matką? Która złą? To jak je ocenimy zależy przede wszystkim od własnych doświadczeń. A ja Wam powiem jedno. Każda z nich ma szansę, by być najlepszą matką na świecie. Każda też może stać się z czasem obojętna dla swojego dziecka, a nawet może jawić mu się za dwadzieścia-kilka lat jako wróg.
Sentymenty to nie wszystko…
Pomyśl tylko, co pamiętasz z własnego dzieciństwa? Czy to, jak długo mama karmiła Cię cyckiem? A może to, czy nosiła Cię na rękach całymi dniami i nocami? Nie pamiętasz tego, to jasne. Ja byłam dość długo na mleku mamy i szczerze – zwisa mi to i powiewa. Nie byłam wybitnie zdrowym dzieckiem, wręcz chorowitym. Ani zębów nie miałam jakiś pięknych, prostych, choć nie byłam narażona na rzekome krzywdy jakie wyrządza butla ze smokiem… Może wyjątek potwierdza regułę, nie ważne. Mniejsza o to…
Pamiętam za to, jak mama robiła mi na drutach sweterki dla ukochanego misia Bronka. Pamiętam, jak chodziłyśmy na długie spacery i lody do pobliskiego parku Skaryszewskiego – mama zawsze jadła Magnuma, ja Zappa. Pamiętam, jak mama perfekcyjnie wybierała mi jajka z niespodzianką, ważąc je w rękach, tak by trafić na słonika, czy hipcia do kolekcji. Albo, jak szyła mi stroje na bale przebierańców, tak, że zawsze wymiatałam wśród reszty dzieci. Pamiętam, jak robiłyśmy sobie nocne maratony filmowe, kiedy tata był na wyjeździe z pracy. Oglądałyśmy wtedy mój ulubiony „Żar tropików”, albo „Gliniarza i prokuratora”. Swoją drogą nie były to seriale dla dzieci, więc dziś uznano by to za klasyczny błąd wychowawczy. To wszystko pamiętam, i bardzo miło wspominam. Ale nie to, choć to najmilsze wspomnienia z dzieciństwa, sprawia, że uznaję własną mamę, za dobrą matkę, najlepszą na świecie.
Jak być dobrą matką? Nie tylko teraz, ale na zawsze…
Moja mama, to dobra mama, bo rozumiała moje uczucia, w nastoletnim buncie. Nie było dla niej tematów śmiesznych, nieważnych… Bo płakała razem ze mną przy pierwszym zawodzie miłosnym. Bo starała się nieba uchylić moim przyjaciołom, a najchętniej pozagryzałaby wszystkich tych, którzy nawet po czasie okazali się wrogami. Bo, gdy poznałam mojego męża i zaczęłam planować ślub, gdy ona miała dopiero 43 lata, nie przejmowała się tym, że nie ma już małej córeczki. A to przecież, w toku myślenia naszego społeczeństwa, postarzało także i ją. Zamiast myśleć o głupotach cieszyła się najmocniej jak się da moim szczęściem.
Moja mama, to dobra mama, bo wspierała mnie, nie wyśmiewała, nie pouczała, gdy płakałam z byle powodu w przedłużającym się szoku poporodowym. Bo pomaga, a nie wymaga nic w zamian. Bo jest dla mnie podporą, pomocą w macierzyństwie, ale nie pcha się na afisz, daje mi decydować, dowodzić w mojej własnej rodzinie. Bo gdy pokłócę się z mężem, nie nagaduje mi na niego, jak to robią niektóre teściowe, tylko szuka rozwiązania, coś przetłumaczy, jest wobec obydwojga nas sprawiedliwa…
Jeszcze wszystko może się zmienić! Na lepsze i na gorsze…
Chodzi mi o to, że na tym etapie, kiedy jesteśmy mamami małych dzieci, jeszcze wszystko może się zmienić. Jeszcze wiele możemy naprawić, jeszcze sporo możemy spieprzyć…
Wychowanie malucha, a wychowanie nastolatka to dwie różne bajki. Jeszcze inna historia to bycie matką dorosłej kobiety, czy faceta. Znam sporo kobiet, które były wzorowymi matkami maluchów, zaangażowanymi, czułymi, a po latach coś się rozjechało. Bo nie mogły już wszystkiego kontrolować, bo nie chciały dać dzieciom dorosnąć. Powodów takich konfliktów może być masa. Znam też takie typowe „złe matki”, co nie odnajdowały się w pieluchach, nudziły je dziecięce zabawy, nie były takie ciepłe i przytulaśne, jak to się od matek wymaga. A teraz są świetnymi mamami nastolatek, czy dorosłych kobiet. Macierzyństwo to bezustanna praca. Także praca nad sobą. Mamy pewien wpływ na to, jaki człowiek wyrośnie z naszego malucha. Ale duży wpływ maja też geny, których nie wybieramy, czy środowisko w jakie nasze dziecko wkroczy.
Pełno jest tu pytań i niewiadomych. Jakie będziemy my za te kilkanaście lat? Jakie będą nasze dzieci? Sobie i Wam życzę, żeby się udało. Żebyśmy były dobrymi matkami, same przed sobą i w świadomości naszych dzieci. Teraz, za 5, 10… i za 50 lat.
Jeśli spodobał się Wam ten wpis, pewnie chętnie przeczytacie też:
Upierdliwa teściowa jest babcią
A co jeśli Twój facet się zakocha?
Matka z blokowiska, czyli mój dzień świra
Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz tutaj swój ślad, dasz się poznać. Możesz zostawić komentarz, na większość staram się odpowiadać i zaglądać do każdego komentującego, jeśli też ma swoje miejsce w sieci. Super, jeśli polubisz bloga na Facebooku, czy udostępnisz post swoim znajomym. Każdy wyraz uznania jest dla mnie niezwykle istotny!