Wcale nie jest trudno być fajną parą, jak się żyje we dwoje. To wygoda. Wspólne leniwe poranki, romantyczne wieczory, spontaniczne wyjazdy, szalony seks… Nawet, jeśli zdarzają się kryzysy, to jak mawiają starsi i mądrzejsi życiowo – dzień ich pokłóci, noc ich pogodzi. 😉
I nie ma w tym nic złego. Ale… Bycie w związku dla samej frajdy może się sprawdzić tylko, jeśli nie dokonacie rozrodu. Z dzieckiem na pokładzie nie będzie już tak łatwo i przyjemnie. A wymiksowanie się z takiej relacji nie jest już takie proste i niesie za sobą ogromne konsekwencje… Dlatego wszystkim zamiłowanym w hedonizmie wiecznym chłopcom i podstarzałym, rozpieszczonym dziewczynkom dobrze radzę – nie rozmnażajcie się! Łatwo jest pomylić miłość z fascynacją. Ale jeśli wyjdzie z tego dziecko, ta pomyłka nie będzie już tylko Twoją sprawą…
Ile ja znam takich par! Całe mnóstwo! Z różnych środowisk, z małych miast i wioch, po zawodówce i z dumnym mgr. przed nazwiskiem, zarabiających średnią krajową i korpo wymiataczy na kierowniczych stanowiskach, przed 30 i grubo po 30… Łączy ich jedno. Niedojrzałość emocjonalna. Robią tacy dziecko, bo albo wpadli, albo wypada, bo już tyle lat razem i coraz starsi są… Albo bo znajomi mają dziecko i takie grzeczne, więc pewnie wychowanie to bułka z masłem. Przecież fajnie im się żyje we dwoje, to z dzieckiem też będzie spoko. Potem nie ma odwrotu… Dziecko już jest, ale okazuje się nagle, że jego matka zauważa, że ojciec jej dziecka to kompletny idiota. Z kolei tatusiowi ta partnerka – matka zaczyna jawić się, jako histeryczka i nudziara, z którą już tak fajnie nie jest, jak kiedyś.
I zaczyna się… Bo wytrzymać to razem nie da rady. Ale rozstać się też nie wypada, bo dziecko. Przecież tyle się teraz mówi, żeby dziecka nie krzywdzić, że psychika krucha, a pewne sytuacje odbijają się na całym przyszłym życiu. Więc żyje taka para, co się kiedyś fajnie bawiła, jak pies z kotem. Nienawidzą się nawet, ale razem są… Wyprowadzają się od siebie i wprowadzają. Jednak te dziecko jest i wypada razem wychować w „normalnej” rodzinie. Raz dziecko mieszka tylko z mamą, a tatę odwiedza u babci, a raz ma pełną rodzinę i wszystkich w chałupie… Widzi, jak oni sobą pomiatają. I chłonie wszystko niczym gąbka.
Na kogo wyrosną dzieci z takich rodzin? Nieliczni wyjdą na tym bez szwanku. Reszta, w najlepszym wypadku, gdy dojrzeje, zasili rzesze kolejnych ignorantów, takich jak ich matki i ojcowie. Założy związek i będzie swoją nieodpowiedzialnością krzywdzić innych, albo nigdy nie założy rodziny, bo będzie się ona kojarzyła co najmniej źle. Dobra, spoko – może się wydawać takim rodzicom, że to żadna tragedia – życie singla może być zabawne. Ale w końcu ci rodzice wymrą, a takie dziecko zostanie całkiem samo. I już nie będzie zabawnie… W większości przypadków, nawet rodzeństwa mieć nie będzie. W sumie może i racja – lepiej nie mnożyć kolejnych osobników z toksyczną wizją miłości i związku…
Czy chcecie takiego życia dla swoich dzieci? Pewnie, że nie! No to zastanówcie się dwa razy nad tym rozrodem, zanim będzie za późno. I nie mówię, żeby się nie kłócić. Nie da się tego nie robić. Ba! Ja nawet do pewnego stopnia jestem za kłóceniem się przy dzieciach, żeby wiedziały na przyszłość, że dobry związek to nie tylko „rzyganie tęczą”, ale i konflikty, które trzeba umieć rozwiązywać. Ale dziecku potrzebne jest poczucie bezpieczeństwa i stabilności…
Nie wystarczy, że jest w związku fajnie, że jest miło. Po narodzinach dziecka nie zawsze będzie miło, czasami będzie nawet cholernie niemiło, do dupy. Pytanie, czy będziecie chcieli to przetrwać… Czy kochasz i szanujesz Ją/Jego, czy tylko żyje się Wam wygodnie razem, jest z kim pójść do łóżka, z kim przyimprezować…?
Nam żyło się we dwójkę fajnie. A teraz czasami mam ochotę zagryźć żywcem mojego męża, zazwyczaj, wstyd się przyznać, wtedy, gdy denerwuje mnie Blanka. Wyżyć się na mężu wypada bardziej niż na dziecku. 😀 Mimo wszystko jednak uważam, że jesteśmy dobrą parą, fajnymi rodzicami. Nie da się żyć bezkonfliktowo, małżeńskie kłótnie rodziców są czymś normalnym i nawet czasami oczyszczającym atmosferę… Ale musi być w tym wszystkim przyjaźń i szacunek. Nawet jeśli, czego nikomu nie życzę, skończy się miłość, ale pozostanie szacunek, to i rozstanie rodziców, będzie dla dziecka mniejsza traumą, bo zrobicie to po ludzku…
Wiecie, co mnie skłoniło, żeby starać się o dziecko? Strach, że Jemu się coś stanie, a ja nie mam na świecie człowieczka, który jest Jego cząstką… Bo właśnie tym jest Twoje dziecko. Cząstką Ciebie i Jego/ Jej. Chyba nie chcesz, by częścią Twojego dziecka był ktoś, kogo tak na prawdę nie szanujesz?
Jeśli spodobał się Wam ten wpis, pewnie chętnie przeczytacie też:
Upierdliwa teściowa jest babcią…
Miłość w dobrym stylu – a może po francusku?
Będzie mi bardzo miło, jeśli pozostawisz tutaj swój ślad, dasz się poznać. Możesz zostawić komentarz, na większość staram się odpowiadać i zaglądać do każdego komentującego, jeśli też mają swoje miejsce w sieci. Super, jeśli polubisz bloga na Facebooku, czy udostępnisz post swoim znajomym. Każdy wyraz uznania jest dla mnie niezwykle istotny!