Rodzina, czy kariera? Podczas, gdy inni walczą o kolejny awans, są dumni z sukcesów zawodowych, dla mnie sukcesem jest każdy dzień, w którym czuję, że tworzę kochający, ciepły dom, do którego chce się wracać. Tak po prostu!
Nie oceniam, rozumiem. Podziwiam kobiety, którym udaje się być jednocześnie świetnymi pracownikami, cudownymi matkami i ciepłymi żonami. Ja nie umiem być dobra aż na tylu płaszczyznach. Wiem, że są kobiety, które po prostu muszą wrócić do pracy. Rozumiem, że są też takie, które zwyczajnie chcą, bo spędzając cały swój czas z dzieckiem w domu, czują się niespełnione. Mają do tego prawo. Ale ja nie czuję się gorsza! Nawet przez chwilę nie zazdrościłam żadnej pracującej w korpo koleżance. Choć w dzisiejszych czasach, mam wrażenie, że właśnie to, jest bardziej potępiane niż zostawienie dziecka w żłobku, czy z nianią. Zupełnie inaczej niż kiedyś, gdy taka matka po cichu i jak bardzo okrutnie, niesprawiedliwie była oceniana, nazywana wyrodną. Teraz bycie Wonder Woman jest w modzie. Nie robisz kariery? Pewnie jesteś nudna, sfrustrowana i zaniedbana!
Zawsze pracowałam jako wolny strzelec. Taki zawód. Ale gdy przez dłuższy czas staraliśmy się o dziecko, a praca w korporacji w pewnym sensie sama po mnie przyszła, wpadłam w ten wir. Czułam, że skoro mam nigdy nie być mamą, nigdy nie żyć tak jak chcę, to chociaż zawodowo powinnam być „wyjadaczką”. Ale wiecie co? W głębi duszy czułam się nieszczęśliwa. Mój mąż nigdy nie miał standardowej pracy na 8 godzin, 5 dni w tygodniu, tak jak ja w tym czasie. Kiedy rano wychodziłam z domu, a on jeszcze spał, czułam się sfrustrowana. Wyobrażałam sobie, jakby to było, gdybym tak jak kiedyś pracowała zdalnie. Wyciągnęlibyśmy laptopy i przez jakiś czas pracowali z łózka, popijając wspólnie kawę. Odkąd wyszłam za mąż pokochałam naszą rodzinę, wtedy jeszcze dwuosobową, bezgranicznie. A gdy pojawiła się upragniona ciąża, to już w ogóle wszystko inne przestało się liczyć.
Gdy w szóstym miesiącu ciąży, już nie dawałam rady pracować, usłyszałam od szefowej – „Odzywaj się, jak będziesz chciała wrócić.” Już wtedy wiedziałam, że jeśli będę chciała, to nigdy na takich warunkach. Nic mi nie daje tyle szczęścia, co życie rodzinne. Gdy mogę leżeć z córką dłużej w piżamach i się przytulać, wyjść na spacer w południe, czytać bajki nie tylko na dobranoc. To jest dla mnie szczęście. Nigdy nie sprowadzam swojej roli do gotowania i sprzątania, choć uwielbiam to robić dla ukochanych mi osób. Dużą tutaj rolę ma też mężczyzna. Mój nigdy nie narzeka, że musi na wszystko zarobić, że coś mu mam koniecznie dać w zamian. Jest zakochanym mężem i ojcem. Tak nam jest po prostu najlepiej. Wspólnie pracujemy na szczęście naszego domu. Wiemy, że tak bliskie relacje procentują. Chcemy, by nasz dom, był takim domem, w jakich się wychowywaliśmy. Gdzie rodzina, to też Twoi najlepsi przyjaciele. Gdzie wiesz, że żeby nie wiem co, masz wsparcie i akceptację. Że zawsze jesteś najlepszy, kochany! Taki dom daje niesamowite pokłady siły na całe życie. To podstawa, którą chcemy dać naszej córce. I nie twierdzę, że tego nie można dać dziecku pracując zawodowo. Że nie można mieć bliskich relacji z mężem spełniając się też w pracy. Ale ja tak po prostu chcę. Chcę być tylko dla nich, zwłaszcza teraz, kiedy nasza córka jest taka malutka. A każda chwila jest na wagę złota, każdy moment, kamień milowy w jej rozwoju, w jej poznawaniu świata można przeoczyć, nie mogąc nigdy do tego wrócić.
Ale nie jest tak, że nie spotykam się z zarzutami. Pojawia się ich sporo, tak samo, jak w życiu matek pracujących. Oj wiele. Jedne są wypowiadane niby niewinnie, w rozmowie o czymś innym, drugie celują wprost, bo przecież „mogę później żałować”…
No bo przecież kobieta „siedząca” w domu, się nudzi, nie ma po co o siebie dbać, więc siedzi w dresie z nieogolonymi nogami i poczochranymi włosami i pluje sobie w brodę, że zdecydowała się na wychowywanie dzieci i prowadzenie domu… 😀
„Kobieta w domu się nudzi, spotyka z rutyną…” Serio, w pracy nie ma rutyny? Bo moja praca, choć niby kreatywna była nią przesiąknięta. Redakcje kobiece żyją pewnym rytmem, dużo bardziej uporządkowanym i typowym dla danego okresu, niż to wygląda w życiu z małym dzieckiem. Zawsze, gdy nadchodziło lato, trzeba było czytelniczkom zrobić przeglądy kostiumów kąpielowych w różnych fasonach z każdej możliwej sieciówki. A na święta bez dwóch zdań opublikować galerię czerwonych sukienek, bo panie przecież lubią na gwiazdkę robić się na Mikołajkę. I tak co roku. W życiu z dzieckiem nie ma miejsca na takie uporządkowanie. Każdy dzień jest inny, a wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie.
„Ale dzieci to przecież będą miały z czasem swoje życie, a kura domowa spotka się z syndromem pustego gniazda…” Stereotypy na temat kur domowych mijają się z prawdą, jak wszystkie sądy wypowiadane przez ludzi, którzy nie są w temacie. Moja mama wiele dla mnie poświeciła. Zawsze czułam się najważniejsza. I gdy dorosłam, poznałam mojego męża, to ona najmocniej mi kibicowała, cieszyła się moim szczęściem. Nie czuła się zła, że będzie teściową tuż po 40-tce. Nie chciała zrobić na siłę z 22-letniej córki małej dziewczynki. Bo wiedziała, jaką moc ma nasza więź! Wiedziała, że to jak zawsze wyglądał nasz dom, nie zniknie nagle. Czuła się spełniona jako mama, więc nie trzymała mnie na siłę przy sobie, w przeciwieństwie do mam niektórych moich koleżanek, które nie czuły się tak dla nich tak ważne, i rozpaczały gdy te dorastały. Moja mama wiedziała, że przyszłość przyniesie jej to na co pracowała od zawsze – szczęśliwą, pewną siebie córkę, mającą kochającego męża, a teraz też ukochaną wnuczkę, która wniosła do rodziny nowe powietrze. To jak się dla mnie „poświęciła” kiedyś, dziś sprawia, że jest w życiu Blanki jedną z najważniejszych osób. Poza tym syndrom pustego gniazda nie pojawi się, jeśli rodziną będzie dla matki nie tylko ona i dziecko, ale też ukochany mężczyzna, z którym razem tworzyła rodzinne szczęście.
Owszem dzieci zawsze będą miały swój świat, nawet jak będą jeszcze małe. Jeśli je kochamy szczerze i bezinteresownie, to jest to po prostu oczywiste. Ale czy bycie w domu na pełen etat to musi być decyzja na całe życie? Dzisiaj jest tak łatwo o zmiany, tak łatwo dostosowywać swój świat do nowych sytuacji. Dziś jestem w domu, bloguję, jutro może zacznę pracować dorywczo, z domu, a za kilka lat może i zachce mi się powrócić na pełen etat do jakiejś redakcji. Jak mocno czegoś pragniemy, dajemy z siebie wszystko, to wierzę, że życie ułoży się po naszej myśli. Trzeba realizować marzenia, żyć w zgodzie ze sobą, a nie czekać na spełnienie w nieskończoność. „Mam tę moc”, jak teraz śpiewają małe dziewczynki u nas na placu zabaw… 😉
Wiadomo, że jest też druga strona medalu. Gdy jedna osoba jest w domu, druga bierze na siebie ciężar utrzymania całej rodziny. Standard życia się obniża, choćby trochę. Ale z drugiej strony… Zyskuje się coś ważniejszego – czas i wytchnienie. Tak tak, nawet z punktu widzenia tego „żywiciela rodziny”. Bo gdy już wraca do domu czekają go uśmiechnięte twarze, które cały dzień tworzyły dla niego szczęśliwą atmosferę, które czekały by móc umilić mu czas, by pokazać, że kochają. Nie ma dla mnie większego szczęścia niż jak mąż dzwoni, że będzie 20 minut później niż przypuszczał, bo korki… A ja wtedy już nastawiam Blankę, gdy słyszę, że zbliża się do drzwi mówię „Tatuś idzie, daj mu buziaczka, jak wejdzie.” I ona już w drzwiach stoi i pcha mu się na ręce i daje najsłodszego buziaczka prosto w usta, a on się po prostu rozpływa… To jest dla mnie kwintesencja szczęścia i spełnienia.
Właśnie tego spełnienia i rodzinnego szczęścia życzę wszystkim mamom. Tym aktywnym zawodowo i tym będącymi matkami na pełnym etacie.
A jakie są wasze doświadczenia w tym temacie? Spotykacie się z ciągłymi osądami społeczeństwa, niezależnie od podjętej w życiu decyzji? Pewnie tak, bo przecież życie matki to teraz temat, w którym każdy jest ekspertem. Polska jest w ogóle pełna ekspertów! 😉 Chętnie poczytam o Waszych doświadczeniach!
Jeśli spodobał się Wam ten wpis, pewnie chętnie przeczytacie też: